niedziela, 7 kwietnia 2013

7 rozdział

Chciałabym was poinformować, że teraz rozdziały będę dodawała ze znacznym odstępem. Może dwa tygodniowo nie więcej.. przykro mi, ale ja nic nie zrobię.. Muszę się uczyć;//







Spojrzałem mu prosto w oczy i zakręciło mi się w głowie. Chłopak przyłożył dłoń do mojego policzka i przetarł palcem wierzch jego skóry. Zbliżyłem go nico do siebie. Złapałem jego twarz w dłonie i złączyłem nasze wargi. Siedzieliśmy tak chwilę bez ruchu. Jednak można się było spodziewać, że Harry chce czegoś więcej. Nachylił się nade mną ciężarem swojego ciała i zaczął delikatnie muskać moje usta. Robił to z takim wyczuciem i namiętnością. Postanowiłem, że nie będę taki łatwy i zaczęliśmy walkę o dominacje. Toczyliśmy istną wojnę. Nikt nie dawał za wygraną.
            Zasapani otwarliśmy oczy i spojrzeliśmy po sobie z przerażeniem. Byłem taki zmieszany. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, gdzie podziać swój wzrok. Chłopak uśmiechnął się i podarował mi jeszcze jeden namiętny pocałunek. Nie miałem nic przeciwko, ale byłem zszokowany jego odwagą. To on zrobił pierwszy krok. Ja nigdy bym nie odważył się wykonać pierwszego podejścia.
            Oderwaliśmy się od siebie i wróciliśmy do oglądania filmu. Ten wieczór był pełen wrażeń. Co chwile któryś z nas spoglądał na drugiego. Cały czas na naszych twarzach gościły rumieńce. Od pocałunku moje serce waliło jak młotem. Nie potrafiłem się skupić.
-Louis?- zapytał się mnie chłopak. Ja tylko na niego spojrzałem.
-Jesteś na mnie zły?- ponownie zadał mi pytanie. Niby za co miałem być na niego zły? Za to, że przekazał mi co czuje. To nie dorzeczne. Nie można wstydzić się uczuć. Może druga osoba ich nie odwzajemnia, ale nie można się ich obawiać. Trzeba być silnym, więc i ja byłem. Przybliżyłem się do niego i delikatnie musnąłem jego usta.
-Nie mam za co.- odpowiedziałem ciężko oddychając.
-Cały czas dręczy mnie jedno pytanie. Dlaczego nie przerwałeś tego pocałunku?- chłopak nie dawał za wygraną. Spojrzałem w jego głębokie, zielone oczy i zamarłem z przerażenie. Nadszedł moment, którego tak się obawiałem. Muszę rozmawiać o swoich uczuciach. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem.
-Wiem, że może zabrzmi to banalnie, ale ja nie potrafię mówić o swoich uczuciach. Chodzi o to, że naprawdę bardzo cię lubię. Odkąd pojawiłeś się w moim życiu wszystko się zmieniło. Codziennie rano budzę się z myślą o tobie. Pracuję myśląc o tobie i zasypiam myśląc o tobie. Harry, stałeś się centrum mojego całego świata. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez twojej osoby. Jesteś kimś, przy kim czuję się sobą. Nie muszę nikogo udawać. Sprawiasz, że jestem lepszym człowiekiem.- skończyłem swoją długą przemowę, a w oczach chłopaka dostrzegłem łzy. Właśnie uświadomiłem sobie co przed chwilą powiedziałem. Radość opanowała moje serce. W środku było mi jakoś cieplej. Tak inaczej. Przyjemnie.
-To było takie szczere. Ja też cię naprawdę bardzo lubię. Od pierwszego spotkania, u ciebie w gabinecie, zrozumiałem, że jesteś kimś niezwykłym. Twoje oczy mówiły same za siebie. Tak pięknie się do mnie uśmiechałeś chociaż w ogóle mnie nie znałeś.
Pomyślałem ‘W końcu to wyznał.’ Byłem szczęśliwy, wiedziałem, że coś do niego czuję. Nie każdy potrafi zrozumieć, a co dopiero docenić takie uczucie jakim się obdarzaliśmy, ale w tym momencie liczył się tylko Harry. Spojrzałem mu prosto w oczy.
-Louis, wydaje mi się…- nie pozwoliłem mu dokończyć.
-Tak, ja ciebie też.- szybko powiedziałem i wtuliłem się w ciało chłopaka. Głaskałem jego loki starając się poczuć jego zapach. Wtuleni w siebie zasnęliśmy na kanapie.
            Rano obudziłem się pierwszy. Starałem się zachowywać bardzo cicho by nie obudzić śpiącego Harrego. Podnosząc głowę wpatrywałem się w twarz ukochanego. Jego powieki nie były do końca przymknięte, a usta były lekko rozchylone. Wyglądało to tak słodko i uroczo. Chciałem wpatrywać się w niego w nieskończoność, ale niestety jestem realistą. Szybko się ubrałem i wyszedłem z domu zostawiając otwarte drzwi. Wiem, że to nierozsądne, ale nie mogłem zrobić niczego innego. Szybko  doszedłem do celu. Jak zwykle przywitałem się z Emily i udałem się do gabinetu.
           

           

Zerknąłem na grafik i zauważyłem nowe nazwisko. Niejaka Rose Calder miała się zjawić na godzinę dwunastą. Spojrzałem na zegar, było za piętnaście dwunasta. Przyszykowałem się do pracy i czekałem w spokoju na klientkę.
 O godzinie dwunastej do moich drzwi ktoś zapukał.
-Proszę wejść.- krzyknąłem, a drzwi od gabinetu powoli się otworzyły.  
Do pokoju weszła wysoka brunetka o brązowych oczach. Miała długie włosy i przyznam, że była dobrze zbudowana.
-Dzień dobry.- powiedziała nieśmiało dziewczyna. Uśmiechnąłem się i  podszedłem podając rękę.-Witaj, ty pewnie jesteś Rose?- zapytałem starając się wywrzeć dobre pierwsze wrażenie. -Tak, to ja. Miło mi pana poznać.- powiedziała cieniutkim głosikiem. Mogłem śmiało przyznać, że był on piskliwy.
-Mi również miło Cię poznać. Proszę, mów mi Louis.- jeszcze raz podarowałem dziewczynie promienisty uśmiech i zaprosiłem na fotel. 
Rose sprawiała wrażenie skromnej i grzecznej dziewczyny. Wydawała się być taka spokojna i nieśmiała.
-Możesz mi o sobie coś powiedzieć?
-Nazywam się Rose Calder. Mam prawie 20 lat. Mieszkam tu w Londynie i studiuje w City University.- byłem zaskoczony. Ładna i do tego mądra dziewczyna musiała mieć, rzeczywiście jakiś problem.
-A powiedz mi, co Cię do mnie sprowadza?- zapytałem starając się dowiedzieć w czym problem, bo przecież po to tu jestem by jej pomóc.
-To bardzo osobiste. Przez ostatni czas jestem odosobniona. Parę tygodni temu zerwał ze mną chłopak, a byliśmy ze sobą prawie 3 lata. To był dla mnie wielki  
cios. Nie potrafię się pogodzić z faktem, że mężczyzna, którego kochałam już mnie nie kocha.- starałem się zrozumieć o co chodzi, ale przecież ludzie się ciągle rozchodzą. -Rozumiem Cię. Czasami tak była, że osoba na której nam zależy po prostu odchodzi, a uczucie które było między nami pękło jak bańka mydlana.- dziewczyna zakryła dłońmi twarz, a jej rękawy zjechały niżej. Teraz dopiero się domyślałem o co chodzi.Ta dziewczyna się cięła. Była tak zdesperowana z miłości, że nie mogąc pohamować swojego pragnienia, wyżywała się na swoim ciele. Na jej rękach widniało wiele blizn, niektóre z nich przypominały męskie imię.
Sięgnąłem do niej ręką i zakryłem blizny. Rose spojrzała na mnie cała zapłakana. Próbowała coś powiedzieć, ale nie można było jej zrozumieć przez łzy.
-Proszę, pomóż mi. Ja nie potrafię dłużej tak żyć.- poczułem jakiś ucisk w podbrzuszu. Żal mi było tej dziewczyny. Była naprawdę zakochana, ale najwidoczniej ten idiota tego nie zauważył i zlekceważył jej uczucia.
-Spokojnie, pomogę Ci bo po to tu jestem.- przytuliłem dziewczynę, aby przestała płakać, a ona się we mnie wtuliła.

2 komentarze:

  1. Okeeeej rodzial jak zwykle genialny. Mam jednak wielka nadzieje, ze pomiedzy Rose a Lou do niczego nie dojdzie. On ma Byc z HARRYM tylko z HARRYM!! Awwww *.* Larry :***. Szkoda, ze bd tak rzadko dodawac rodzialy, ale dla takiego bloga warto czekac ;* Pozdrawiam OBI :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahahahahah! Ty masz nie równo z garem ;)) Wiem, że szkoda bo sama bym chciała częściej dodawać, ale nie mogę.. mam naukę ;// OBI pozdrawia xD

    OdpowiedzUsuń