Hejka, przepraszam, że był tak długi
okres, że nic nie dodawałam, ale byłam zawalona nauką i jeszcze te zajęcia
dodatkowe..
Ahhhh.. no ale teraz postaram się w miarę systematycznie dodawać
rozdziały i imaginy :)
Proszę was o komentowanie, ponieważ to mnie motywuję.. dla was to
tylko chwila, a ja dzięki jednemu komentarzowi mam zaciesz do końca dnia jak
nie i tygodnia :D
PS: Mam problemy.. przed chwilą wróciłam ze szpitala :(
-A jak u twojej mamy? Mów, mów co u niej?- szczerze mówiąc byłem
ciekawy co u Anne. Trzeba było przyznać, że była ona piękną kobietą, która
niestety sama musiała wychować Harrego i Gemmę.
-Wiesz Louis, nie chciałbym o niej rozmawiać.- zauważyłem w głosie
chłopaka.. smutek? Troskę? Nie wiem, ale z pewnością barwa jego głosu nie
odnosiła się do radości.
-Harry -przykucnąłem przy chłopaku łapiąc jego dłonie- wiesz, że
mi możesz powiedzieć wszystko. Powiedz mi co się stało?- Haz zaczął się
nieznacznie jąkać i wiercić w fotelu. Jego palce zaczęły wariować uderzając o
kant stolika.
-Moja mama.. -przerwał, wypuszczając powietrze- zaczęła się z kimś
spotykać.
-To chyba dobrze, prawda?- chłopak spuścił swój wzrok zatapiając
go w czubkach moich butów.
-To właśnie, wydaje mi się, że nie.
-Co masz na myśli?- zapytałem, a Loczek wstał i podszedł do
ściany. Podparł się rękoma o chłodną jej powierzchnię i zaciągnął więcej
powietrza.
-Lou, ja nie ufam temu kolesiowi. Zawsze szyderczo się uśmiecha
widząc jak moja mama jest zmęczona, a jak potrzebuje chwili odpoczynku, nie
daje jej żyć i wiecznie ma jakieś obowiązki. Ona tak długo nie pociągnie.. ja
się po prostu o nią martwię.- powiedział, a do oczu dusiły mu się łzy.
Dobrze wiedziałem, że właśnie w tej chwili potrzebuje wsparcia. Mojego
wsparcia.
-Harry, na razie to jest bezpodstawne, ale obiecuję ci, że jeżeli
zaistnieje taka sytuacja, w której potrzebna będzie interwencja prawa, nigdy
cię nie zostawię. Zostanę z tobą do samego końca i pomogę ci z tego wyjść.
Na twarzy Harrego malowała się zdecydowana nadzieja. Widać, że
dzięki temu, że tkwimy w tym razem, Harremu wraca odwaga i nadzieja na lepsze
jutro.
-A teraz pan pozwoli panie Styles, że zapiszę pana na kolejne dni,
aby Emyli mogła skopiować grafik.- powiedziałem oficjalnym głosem widząc
wchodzącego do biura pana Fergusona.
-O witam pana, panie Ferguson.- odezwałem się w miarę możliwości
przyjemnym dla niego głosem. Starałem się nie zabrzmieć sztucznie, aby nie
wzbudzić niczyich podejrzeń.
Harry wstał i podszedł do mojego przełożonego.
-Witam.- powiedział i wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny.
Pan Ferguson pomimo obaw, które z pewnością przemierzały najdalsze
zakątki jego umysłu uścisnął dłoń mojego chłopaka i odwzajemnił uśmiech.
-Louis, mógłbym z tobą porozmawiać?- zapytał się mnie pan
Ferguson. Zerknąłem porozumiewawczo na Harrego dając mu do zrozumienia, aby
wyszedł z pokoju.
Chłopak oddalił się bezwarunkowo, a ja zostałem sam na sam z moi
przełożonym.
-Możesz mi na spokojnie wytłumaczyć o co chodziło z Rose?-
zapytał, a moja mina od razu zrzedła. Wystarczyło, że usłyszę jej imię, a moje
ciało przebiegał nieprzyjemny dreszcz.
-W takim razie, może pan usiądzie.- mężczyzna się uśmiechnął, a ja
wskazałem na fotel.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Pan Ferguson wpatrywał się we mnie
wyczekująco.
-Więc?- zapytał już nieco zniesmaczony tą całą sytuacją.
-Powiem panu wprost. Panna Rose Calder nie powinna być pod moją
opieką. Wiem, że to zabrzmi co najmniej banalnie, ale mam dość tej dziewczyny! Uświadamia
sobie nie wiadomo jakie rzeczy, a tak nie jest!
-Co masz na myśli?- byłem pewien podziwu. Pan Ferguson był nadal
pełen opanowania. W przeciwieństwie ode mnie oczywiście, bo ze mnie już
kipiało.
-One mnie prześladuje..- zawahałem się- .. i mojego chłopaka.-
spuściłem nieco głowę by nie widzieć reakcji przełożonego.
-Mówisz o Harrym, prawda?
-Tak proszę pana.- powiedziałem beznamiętnie. Bałem się
konsekwencji, bo to silnie zabronione współżycie z klientem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz