czwartek, 30 maja 2013

16 rozdział

            Hejka, przepraszam, że był tak długi okres, że nic nie dodawałam, ale byłam zawalona nauką i jeszcze te zajęcia dodatkowe..
Ahhhh.. no ale teraz postaram się w miarę systematycznie dodawać rozdziały i imaginy :)
Proszę was o komentowanie, ponieważ to mnie motywuję.. dla was to tylko chwila, a ja dzięki jednemu komentarzowi mam zaciesz do końca dnia jak nie i tygodnia :D
PS: Mam problemy.. przed chwilą wróciłam ze szpitala :(








-A jak u twojej mamy? Mów, mów co u niej?- szczerze mówiąc byłem ciekawy co u Anne. Trzeba było przyznać, że była ona piękną kobietą, która niestety sama musiała wychować Harrego i Gemmę. 
-Wiesz Louis, nie chciałbym o niej rozmawiać.- zauważyłem w głosie chłopaka.. smutek? Troskę? Nie wiem, ale z pewnością barwa jego głosu nie odnosiła się do radości. 
-Harry -przykucnąłem przy chłopaku łapiąc jego dłonie- wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Powiedz mi co się stało?- Haz zaczął się nieznacznie jąkać i wiercić w fotelu. Jego palce zaczęły wariować uderzając o kant stolika.
-Moja mama.. -przerwał, wypuszczając powietrze- zaczęła się z kimś spotykać.
-To chyba dobrze, prawda?- chłopak spuścił swój wzrok zatapiając go w czubkach moich butów.
-To właśnie, wydaje mi się, że nie.
-Co masz na myśli?- zapytałem, a Loczek wstał i podszedł do ściany. Podparł się rękoma o chłodną jej powierzchnię i zaciągnął więcej powietrza.
-Lou, ja nie ufam temu kolesiowi. Zawsze szyderczo się uśmiecha widząc jak moja mama jest zmęczona, a jak potrzebuje chwili odpoczynku, nie daje jej żyć i wiecznie ma jakieś obowiązki. Ona tak długo nie pociągnie.. ja się po prostu o nią martwię.- powiedział, a  do oczu dusiły mu się łzy. Dobrze wiedziałem, że właśnie w tej chwili potrzebuje wsparcia. Mojego wsparcia. 
-Harry, na razie to jest bezpodstawne, ale obiecuję ci, że jeżeli zaistnieje taka sytuacja, w której potrzebna będzie interwencja prawa, nigdy cię nie zostawię. Zostanę z tobą do samego końca i pomogę ci z tego wyjść.

Na twarzy Harrego malowała się zdecydowana nadzieja. Widać, że dzięki temu, że tkwimy w tym razem, Harremu wraca odwaga i nadzieja na lepsze jutro.

-A teraz pan pozwoli panie Styles, że zapiszę pana na kolejne dni, aby Emyli mogła skopiować grafik.- powiedziałem oficjalnym głosem widząc wchodzącego do biura pana Fergusona.

-O witam pana, panie Ferguson.- odezwałem się w miarę możliwości przyjemnym dla niego głosem. Starałem się nie zabrzmieć sztucznie, aby nie wzbudzić niczyich podejrzeń.
Harry wstał i podszedł do mojego przełożonego.
-Witam.- powiedział i wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny.
Pan Ferguson pomimo obaw, które z pewnością przemierzały najdalsze zakątki jego umysłu uścisnął dłoń mojego chłopaka i odwzajemnił uśmiech. 
-Louis, mógłbym z tobą porozmawiać?- zapytał się mnie pan Ferguson. Zerknąłem porozumiewawczo na Harrego dając mu do zrozumienia, aby wyszedł z pokoju.
Chłopak oddalił się bezwarunkowo, a ja zostałem sam na sam z moi przełożonym.
-Możesz mi na spokojnie wytłumaczyć o co chodziło z Rose?- zapytał, a moja mina od razu zrzedła. Wystarczyło, że usłyszę jej imię, a moje ciało przebiegał nieprzyjemny dreszcz.
-W takim razie, może pan usiądzie.- mężczyzna się uśmiechnął, a ja wskazałem na fotel.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Pan Ferguson wpatrywał się we mnie wyczekująco.
-Więc?- zapytał już nieco zniesmaczony tą całą sytuacją.
-Powiem panu wprost. Panna Rose Calder nie powinna być pod moją opieką. Wiem, że to zabrzmi co najmniej banalnie, ale mam dość tej dziewczyny! Uświadamia sobie nie wiadomo jakie rzeczy, a tak nie jest!
-Co masz na myśli?- byłem pewien podziwu. Pan Ferguson był nadal pełen opanowania. W przeciwieństwie ode mnie oczywiście, bo ze mnie już kipiało.
-One mnie prześladuje..- zawahałem się- .. i mojego chłopaka.- spuściłem nieco głowę by nie widzieć reakcji przełożonego.
-Mówisz o Harrym, prawda?

-Tak proszę pana.- powiedziałem beznamiętnie. Bałem się konsekwencji, bo to silnie zabronione współżycie z klientem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz