poniedziałek, 22 lipca 2013

25 rozdział

Kochani, wróciłam z wakacji i jestem w pełni wypoczęta, a to, że piszę rozdział o takiej godzinie świadczy tylko o tym, że jestem głodna waszych myśli na temat mojego opowiadania.
Mam nadzieję, że wam się spodoba! Zapraszam do czytania.









-Lou, Lou- Harry odezwał się do mnie jak po naszym pierwszym zbliżeniu intymnym. Kochałem to w jaki sposób wypowiadał moje imię. Ze zgrabnością. Dokładnością. 
Czasami mógłbym przysiąc, że robi to pociągająco, ale to tylko moja nie zbadana do tąd przez nikogo wyobraźnia.
-Tak Haz?- czekałem na odpowiedź chłopaka.
-Jak się czujesz?- zapytał.
No tak! Cały Harry! To on jest w szpitalu i potrzebuje opieki medycznej, a mnie się pyta jak się czuję! I to tylko dlatego, że mam podkrążone oczy.
-W porządku- burknąłem.
-Nie obrażaj się..- wyszeptał a moje serce momentalnie zmiękło.
-Harry, kochanie. Dobrze wiesz, że nie potrafiłbym się gniewać. Kocham cię i martwię się o ciebie, ale twoje zachowanie w tej sytuacji jest całkowicie niestosowne!
Podniosłem nieco głos natchnięty chwilą, z której czerpałem uczucia.
-Przepraszam..- wyjąkał.
Postanowiłem szybko działać i chwyciłem jego podbródek, po czym uniosłem go ku swojej twarzy.
-Ej ej.. tylko bez takich. Za co mnie przepraszasz? Za to, że masz cholernie dobre serce? Harry! Za to się nie przeprasza. To ja  powinienem przeprosić ciebie. Moje zachowanie względem twojej osoby, było całkowicie niedopuszczalne. 
Wygląda na to, że ja tu jestem egoistą, i właśnie tak się poczułem. No, ale cóż, jak inaczej można z nim porozmawiać, żeby uświadomić niektóre rzeczy.
Przecież Harry nie jest już dzieckiem. Ja i on dobrze o tym wiedział, ale wydaje mi się, że Haz nie dopuszczał zawsze do siebie tej informacji.
-Harry?
-Tak, Lou, Lou?
Zapytał, a moje ciało przeszła kolejna fala gorąca. Uwielbiam to.
-Poczekasz chwilę z Niall'em? Pójdę porozmawiać z doktorem, ale przysięgam, że za moment od razu przyjdę. Chcę tylko obgadać parę spraw dotyczących twojego stanu zdrowia.
Harry nie odpowiedział tylko słabo pokiwał głową. 
Uznałem to za zgodę więc podniosłem się z niewygodnego łóżka i ruszyłem w stronę drzwi. 
Odwróciłem się po rac ostatni by zerknąć na ukochanego. Leżał opartu o tonę poduszek, wpatrzony we mnie jak wychodzę ze sali.
Serce mi się krajało, ale przecież zaraz miałem ta być z powrotem.

Uchyliłem delikatnie drzwi i jak na komendę blondyn siedzący w poczekalni wstał i wpatrywał się w moje ruchy.
-Idź do niego. Potrzebuje teraz najbliższych, a ja w międzyczasie pójdę porozmawiać z doktorem.
Blondyn również nie odezwał się ani słowem. Tylko kimnął głową i wyminął mnie w drzwiach.
Zastanawiałem się, czy ich zachowanie było spowodowane moją osobą. W pewnym sensie mi to schlebiało, ale czy warto teraz o tym myśleć? Nie. No właśnie.
Toteż nie tracąc chwili dużej udałem się pod drzwi z napisem 'Dr. Black'.
Zapukałem ostrożnie i wtargnąłem do środka. 
Mężczyzna nie podnosząc głowy, wskazał miejsce na fotel i zwrócił się do mnie po imieniu.
-Skąd pan wiedział?- zapytałem nieco oszołomiony.
-Spodziewałem się ciebie- odparł i podniósł swoje siało. 
Nareszcie mogłem zobaczyć jego oczy i niechlujnie założony kitel.
-Chciałem porozmawiać o Harrym.
-Niewątpliwie- wyraził się jasno.
Zmierzwiłem swoje włosy i zaczerpnąłem oddechu by móc normalnie mówić.
-A więc..
-Więc.. co chciałbyś wiedzieć? 
Zapytał się mnie bezpośrednie, jakby była to najprostsza rzecz na świecie.
-Czy Harry przeżyje?
Wpatrywałem się tępo w jego oczy, które nie wyrażały żadnych emocji.
-No cóż, nie chciałem na razie tego panu mówić, panie Tomlinson, ale zauważyliśmy u pacjenta duże zmiany zdrowotne. Mam na myśli rzecz jasna, same dobre zmiany.
Dopiero zdałem sobie sprawę z tego, że cały czas wstrzymywałem oddech.
Wypuściłem powietrze ze spokojem.
-Czyli to dobrze?- zapytałem po chwili przerwy.
Mężczyzna wstał i podszedł do mnie.- Naturalnie.
-Ale nadal mnie ciekawi, czy Harry przeżyje.
Jego wzrok ponownie znalazł moje oczy.
-Na dzień dzisiejszy powiem panu, że nie ma jak najmniejszych przeszkód w tym by pacjent miał trudności z życiem, a nawet lepiej. Jeżeli stan jego zdrowia utrzyma się do końca tygodnia będziemy w stanie wypuścić go do domu, pod warunkiem częstych spotkać i chemioterapii.
Rozszerzyłem swoje oczy na tą wiadomość. Wstałem momentalnie i rzuciłem się lekarzowi w objęcia.
Zacząłem nieznacznie łkać, ale z pewnością, było to łzy radości.

1 komentarz: